Kolejny dzień w Zeeland, spacer plażą do Cadzand-Bad, przy granicy z Belgią
Monika Suchoszek
Bezchmurne niebo przywitało nas również kolejnego dnia, było dość chłodno, ale perspektywna słonecznego dnia sprawiła, że całkiem szybko byliśmy gotowi na całodzienną, pieszą wycieczkę do miasta położonego dokładnie na granicy z Belgią, Cadzand-Bad. Postanowiliśmy całą drogę przejść po plaży, zaczynając przy rezerwacie przyrody zwanym Zwarte Polder. Jest on miejscem uwielbianym przez ptactwo, zwłaszcza mewy oraz otoczonym zielonymi polami, na których przechadzają się owce. Świetne miejsce dla miłośników ptaków i tylko przy pomocy długiego obiektywu udało mi się zrobić zdjęcia mew, które latały jak szalone nad naszymi głowami. Przez środek tego małego rezerwatu prowadzi drewniana kładka, którą dojdziemy na plażę, po drodze mijając małe stawy i szuwary czyli idelane miejsca lęgowe różnych gatunków ptaków (jak wyjaśniają tablice informacyjne).
Spacer po plaży okazał się bardzo przyjemny, ponieważ jeszcze mokry i twardy piasek po odpływie powodował, że nasze stopy nie zapadały się głęboko. Dość mocno wiało i takie warunki przyciągnęły ponownie wielbicieli sportów wodnych. Zbliżając się do Cadzand-Bad, zauważyliśmy wysokie hotele oraz nowe budynki z mieszkaniami na sprzedaż zaraz przy plaży. Od razu skojarzyło mi się to miejsce z Oostende, pierwszym odwiedzonym przeze mnie miastem na belgijskim wybrzeżu. Oczywiście wiąże się to z większą ilością osób w mieście oraz na plaży, co zdecydowanie zauważyliśmy. W innych przez nas odwiedzonych częściach Holandii nie było takiego trendu w budownickwie co bardziej nam się podoba. Leżenie na plaży z widokiem na hotele nie jest już tak relaksujące. Wyobrażam sobie, że zachód słońca z wyższych pięter tych budynków musi być niesamowity, ale nie jest już to samo, gdy przy plaży nie ma pasma pięknych wydm, które niejako ukrywają plażowiczów i chronią wnętrze lądu przed działaniem morza.
Po opuszczeniu plaży udaliśmy się do niewielkiego portu, aby następnie podążać wzdłuż ścieżki rowerowej prowadzącej do dość dużego rezerwatu przyrody zwanego “Het Zwin”. Jest to depresyjny teren nadmorski otoczony wydmami. Aby dowiedzić ten rezerwat przyrody, który znany jest jako miejsce występowania wielu gatunków ptaków, trzeba zakupić bilet online na określoną godzinę. Z racji tego, że wejście do parku znajduje się po drugiej stronie niż ta z której my przyszliśmy, nie udało nam się wejść do środka (dodatkowe kilka km marszu w jedną stronę). Doszliśmy za to do punktu widokowego, gdzie przebiega granica między oba krajami i widać z oddali cały obszar rezerwatu przyrody. Nie jest możliwe dojście tam plażą co skróciłoby drastycznie dystans, ponieważ dwa razy dziennie podczas przypływów woda z morza wpływa na teren rezerwatu. Zdecydowaliśmy się poleżeć na plaży niedaleko tego punktu widokowego (mniej zatłoczona), z ładnym widokiem na rezerwat przyrody oraz mnóstwem latawców unoszących się w powietrzu, a następnie udać się w długą drogę powrotną na nasze pole namiotowe :)
Z racji tego, że był to nasz ostatni dzień z szansą na zachód słońca, pomimo przebytych już wielu kilometrów, postanowiliśmy ponownie udać się wieczorem na plażę. Tego dnia niebo było nieco zachmurzone w ciągu dnia, ale wieczorem, jakby specjalnie dla nas wszystkie chmury zniknęły i był to naprawdę piękny zachód słońca. Nie spotkaliśmy wielu ludzi na plaży, ale za to lokalna szkoła jeździectwa postanowiła wybrać się na przejażdżkę konną a wiadomo, konie na tle zachodzącego słońca wyglądają magicznie!
Ostatniego dnia chcieliśmy jedynie poleżeć na plaży i wygrzać się na słońcu, zanim ruszymy w drogę powrotną. Podczas mojego wieczornego biegu pierwszego dnia, przebiegałam obok sporego parkingu zaraz przy rezerwacie Waterdunen i pomyślałam, że możemy właśnie tam podjechać ostatniego dnia. Oczywiście z moim szczęściem wylądowaliśmy na samym środku plaży dla naturystów :D Podczas naszej ostatniej wycieczki również natknęliśmy się na plaże oznaczoną “nudistenstrand” i to słowo już zapamiętałam a tu nagle kolejne oznaczające również ten sam typ plaży - “naaktstrand”. Świetny przykład na to, że podróże kształcą a mnie dodatkowo uczą holenderskiego :D
Po wejściu na plaże, skręciliśmy w prawo do miejsca, gdzie plaża kończy się i zaczyna rezerwat przyrody, także dalszy spacer plażą nie jest już możliwy. Rezerwat ten jest kolejnym miejsce dla wielbicieli ptaków, cały jego teren to mokradła, uwielbiane przez wiele gatunków ptaków. Po południu, już mieliśmy wychodzić z plaży, kiedy zauważyłam małą grupkę ludzi wypatrujących czegoś w morzu. Okazało się, że foka podpłynęła naprawdę blisko i w pewnym momencie nawet wyskoczyła na niski, betonowy falochron, aby po chwili zniknąć spowrotem w wodzie. Używając długiego obiektywu mogłam uchwycić ją naprawdę z bliska, jednak była dość szybka i znikała często pod wodą wiec trzeba było wykazać się refleksem. Także była to nasza ostatnia, niespodziewana atrakcja podczas tego wyjazdu!
Informacje praktyczne:
-
Zatrzymaliśmy się na polu namiotowym: Camping De Catshoek, które z pewnością możemy polecić!
-
Nasz spacer do Cadzend to około 24,5km (mapa poniżej pokazuje mniej kilometrów ponieważ naszkicowałam ją już po powrocie, dystans w lini prostej co nie uwzględnia więc szczegółowo naszej trasy oraz dodatkowego spaceru w mieście Cadzand).
- Parking samochodowy - 4.0 euro za dzień (1 euro/h), Parkeerplaats Walendijk, wejście na plaże prowadzi do baru “Van Houten” oraz niespodziewanie również na plażę dla naturystów (ważne słowo do zapamiętania po holendersku - “naaktstrand”). Ta wyznaczona tablicami informacyjnymi część plaży rozciąga się może jakieś 200m, więc nie trzeba daleko iść, aby leżec poza tą strefą. Można również iść ścieżką rowerową do kolejnego wejścia na plażę (skręcając w prawo, stojąc w kierunku morza na parkingu), aby ominąć przechodzenie przez plażę dla naturystów.
Subscribe via RSS