Wybrzeże Kambodży, Kampot oraz Kep
Monika Suchoszek
Miasto Kampot położone jest nad rzeką o tej samej nazwie, a jej nadbrzeże wypełnione jest restauracjami i barami nad samą wodą. Architektura budynków, nazwy hoteli i wielu restauracji nawiązują do czasów, kiedy miasto było kolonią francuską. Region ten słynie przede wszystkim z produkcji pieprzu i soli. Z tego powodu, odwiedzenie słynnej plantacji pieprzu było numerem jeden na mojej liście miejsc godnych odwiedzenia w rejonie Kampotu. Nie mogłam doczekać się chwili, kiedy poznam tajniki uprawy pieprzu, docenianego przez najlepszych kucharzy na świecie. Najpierw musieliśmy jednak znaleźć najlepszy sposób dostania się na La Plantation. Nie mamy prawa jazdy uprawniającego do jazdy skuterem, ale nawet w takiej sytuacji bez problemu można go wypożyczyć. Należy jednak pamiętać, że w razie wypadku ubezpieczyciel nie pokryje żadnych z tym związanych kosztów, gdyż prowadziliśmy pojazd nielegalnie. Nie warto więc ryzykować! Z tego powodu najczęściej wypożyczaliśmy rowery albo tuk-tuka z kierowcą. Tym razem po krótkich negocjacjach zapłaciliśmy kierowcy 15$ za pół dnia (początkowa stawka 25$) jego pracy. Na plantację prowadziła głównie droga nieutwardzona (dystans, 18km), mineliśmy po drodze kilka małych wiosek oraz Tajemnicze Jezioro (ang.Secret Lake), które było dobrze widoczne również z położenej nieco wyżej plantacji pieprzu. Podróżowanie tuk-tukiem daje njezwykłą możliwość obserwowania codziennego życia ludzi z bardzo bliska, chociaż rower okazał się w tych kwestiach jeszcze lepszy bo z łatwością umożliwia zatrzymanie się w każdym miejscu a do kierowców tuk-tuków trzeba było naprawdę głośno wrzeszczeć :) Dodatkowo, okulary przeciwsłoneczne są bardzo przydatne podczas jazdy, gdyż pył i kurz bardzo drażnią oczy. Nie potrzeba rezerwacji, aby móc zwiedzić plantację pieprzu, należy tylko chwilę poczekać, aż zbierze się wystarczająca grupa ludzi, aby zacząć prezentację. Nasz przewodnik powitał Nas zdaniem: “Najpierw pozwolę Wam skosztować, a następnie pozwole Wam płakać, ale to nie będzie moja wina, tylko pieprzu”. Powtarzał to zdanie wielokrotnie i za każdym razem wybuchał po nim śmiechem :)
Na początku XX wieku pieprz produkowany w tej prowincji był eksportowany głównie do Francji. Podczas wojny domowej w Kambodży (1967 - 1975) uprawy zostały porzucone przez ich właścicieli, którzy ponownie tutaj wrócili około roku 2000. La Plantation prowadzona jest przez belgijsko-francuskie małżeństwo, którzy zaczęli ten ambitny projekt w 2013 roku, kiedy to odkryli niezwykłe połaczenie słońca, urodzajnej ziemi i morskiej bryzy tworzącej wyjątkowy mikroklimat tego miejsca. Przewiduje się, że w 2018 roku produkcja pieprzu osiągnie po raz pierwszy 80 ton.
Podstawowe etapy produkcji pieprzu to: zbiór, ręczna selekcja, mycie, gotowanie oraz kilkudniowe suszenie na słońcu. Zielone, niedojrzałe ziarna pieprzu są zbierane i suszone przez 2-3 dni, w wyniku czego uzyskuje się pieprz czarny. Kiedy ziarna pieprzu dojrzewają, ich kolor zmienia się na czerwony i takie po zebraniu oraz wysuszeniu będą pieprzem czerwonym. Ten rodzaj pieprzu jest mniej ostry w porównaniu do czarnego oraz posiada owocowy aromat. Po usunięciu zewnętrznej skórki czerwonych ziaren pieprzu (moczenie ziarem przez 1 noc w wodzie), powstaje kolejny rodzaj tej niezwykle popularnej przyprawy, pieprz biały, charakteryzujący się bardzo łagodnym aromatem. Dodatkowo na plantacji produkowany jest bardzo specyficzny produkt, solony pieprz, rodzaj sfermentowanych zielonych ziaren pieprzu zmieszanych z lokalnie produkowaną morską solą. Jak nasz przewodnik radził, nie powinniśmy mieszać ze sobą rożnych odmian pieprzu, tak jak i nie powinniśmy mieszać białego i czerwonego wina w jednym kieliszku :) Zaznaczył również, że lepiej dodać świeżo zmielony pieprz, kiedy potrawa już jest podana na talerzu, zamiast robić to podczas gotowania.
W dzisiejszych czasach, ponad 100 mieszkańców Kambodży pracuje pełnoetatowo na plantacji, co przyczynia się w znaczący sposób do poprawy sytuacji materialnej mieszkańców okolicznych wiosek. Właściciele plantacji wspierają również lokalną szkołę podstawową, dostarczając podręczników i rowerów dla uczniów, a także stypendia do szkóły średniej dla najzdolniejszych. Podczas naszej wizyty zauważyliśmy, że pomiędzy pracownikami panuje bardzo przyjazna atmosfera, ludzie są uśmiechnięci, zresztą jak ZAWSZE w Kambodży! Po spacerze z przewodnikiem mieliśmy okazję kupić organiczny pieprz z plantacji po bardzo atrakcyjnych cenach (porównując do tych, które poźniej widzieliśmy w sklepach). Krajobraz wokól plantacji zapiera dech w piersiach. Mnóstwo kwiatów a w oddali widać góry, jezioro oraz rozległe pala pieprzu i drzew owocowych. Jest to bardzo ekologiczne miejsce, deszczówka podczas pory deszczowej jest zbierana w ogromnych zbiornikach i wykorzystywana do nawadniania plantacji w porze suchej, za co również należy się ogromny plus dla tego miejsca.
W drodze powrotnej do miasta, zatrzymaliśmy się na moment w pobliżu pól solnych. Niestety w tym roku pora deszczowa zaczęła się z miesięcznym wyprzedzeniem i zbiory soli juz się zakończyły (zazwyczaj trwają do końca kwiatnia). Woda z pobliskiej Zatoki Tajlandziej (część Oceanu Spokojnego) jest transportowana na pola, gdzie po jej odparowaniu pojawiają się kryształki soli. Są one następnie zbierane, przechowywane w magazynach, potem trafiaja do fabryk, gdzie poddawane są procesowi oczyszczania i jodowania, a po zapakowaniu gotowe są do sprzedaży. W okolicy pól solnych znajduje się również informacja turystyczna, gdzie można poznać proces produkcji soli, niestety była ona juz zamknięta ze względu na zakończone zbiory.
Kolejny dzień postanowiliśmy spędzić w Kep, mieście którego symbolem jest krab błękitny (30 min jazdy minibusem z Kampot). Był to popularny kierunek na wyjazdy rekreacyjne dla franscuskiej elity na początku XX wieku. Dzisiaj jest to przyjemne, małe miasto z dobrymi hotelami i spokojną plażą (idealny wybór jeśli chcemy uniknąć tłumów często już spotykanych w Shikanuville), gdzie można naprawdę wypocząć. Niestety juz w drodze do Kep zaczęło bardzo intensywnie padać, co zmusiło nas do znalezienia schronienia w jednej z restauracji niedaleko przystanku autobusowego. Idealna pora na śniadanie (standardowo omlet z bagietką)!
Na szczęście po około półtorej godziny przejaśniło się i nawet powietrze miało przyjemnie niższa temperaturę (wciąż jednak powyżej 30 stopni). Był to czas na zwiedzenie targowiska ze świeżymi owocami morza i słynnymi krabami (niedaleko pomnika Sdech Korn). Można tutaj kupić kraba błękitnego zaraz po złowieniu oraz wiele różnych owoców morza, zarówno świeżych jak i usmażonych na grillu. Okoliczne restauracje oferują bogaty wybór dań z owocami morza a sztandarowym posiłkiem jest krab błękitny podawanym ze słynnym pieprzem z tego regionu.
Z racji tego, że nie przepadam za owocami morza, postanowiliśmy spróbować kilku egzotycznych owoców, na początek rambutanów (3$/kg). Podczas dojrzewania owoce te zmieniaja kolor z zielonego na zółty, pomarańczowy oraz czerwony. Najpierw należy otworzyć skórkę przy pomocy noża lub nawet paznokcia (kolce są miekkie), wycisnąć delikatnie miąższ z którego trzeba usunąć pestkę przed jedzeniem. Owoc jest półprzeźroczysty, słodki i soczysty, ale niektórym jego specyficzna galaretowata konsystencja może przeszkadzać.
Pełni nadzieji, że nie jest zbyt błotnisto po porannej ulewie, ruszyliśmy odkrywać Park Narodowy Kep (założony w 1993 roku), znajdujący się na pobliskim wzgórzu górującym nad miastem. Wstęp do parku to symboliczny 1$ od osoby, jednak ze względu na brak drobnych zapłaciliśmy za nas oboje 1.5$, ale na listę wpisało się tylko jedno z nas (podejrzewamy, że to łatwy sposób zarobienia dodatkowych pieniędzy). Szlak prowadzący przez park narodowy nie jest długi, 8km, które również można pokonać na skuterze. Bujny las tropikalny zachwycał, zaraz po wkroczeniu do lasu wilgotność powietrza podniosła się zdecydowanie, a po naszych twarzach spływały krople potu :D Dobrze, że zabraliśmy ze sobą dużo wody i przekąski, ponieważ żaden z mijanych barów nie był otwarty (połowa kwietnia, zaraz po obchodach Nowego Roku to koniec sezonu w tym kraju).
Po odwiedzeniu parku, podążaliśmy wzdłuż wybrzeża aż do plaży, w pobliżu której znajdował się przystanek naszego autobusu. Teraz mieliśmy czas poleżeć na delikatyn piasku, wykąpać się w morzu oraz podziwiać wyspy należące do Wietnamu, którego lądowa granica znajduje się jakieś 20km od tego miasta. Nasz autobus jak to prawie zawsze bywało, przyjechał z ponad godzinnym opóźnieniem i pozostało nam nic innego jak zaakceptować to jako normalny stan rzeczy w Azji :)
Informacje praktyczne:
- Bilet autobusowy z Kampot do Kep - 3$ od osoby w jedną stronę
- Wstęp do Parku Narodowego Kep - 1$ od osoby
- Rambutany - 3$/kg
Subscribe via RSS